Zagubione dusze
Dawno, dawno temu, w świecie utkanym z myśli i wspomnień, mieszkały dwie dusze.
Jedna była promieniem Ksieżyca- chłodnym światłem, które wyszło z mroku, cichutkim śladem po śnie.
Druga – iskrą Słońca, wyrwaną z ognia o poranku, gdy jeszcze nie było pewne, czy dzień naprawdę nadejdzie.
Dusza Księżyca nazywała sie Silvershadow. Miał w sobie srebro tęsknoty, czułość dla rzeczy niedopowiedzianych i serce zbudowane z ciszy, którą niósł błękitnym spojrzeniem.
Dusza słońca, Lidka, była pełna ciepła i osamotnienia. Świeciła wszystkim, ale nikt nie patrzył wprost – bo nikt nie odważył się spojrzeć naprawdę.
Mijali się od wieków – jedno wschodziło, gdy drugie znikało.
Spotykali sie tylko w marzeniach, w oddechach wypowiedzianych między snami.
Silvershadow siadał na krawędzi światła i słuchał szeptów zagubionych dusz. Lidka unosiła się w powietrzu jak niewypowiedziane „zostań” – zawsze za późno.
Przyszedł dzień gdy wszechświat się zawahał… na ułamek wieczności miedzy nimi, nie dnia, nie nocy. Pozwolił im się spotkać…
Nie było błyskawic.
Oddech.
Drżenie przestrzeni miedzy nimi.
Poznanie bez słów.
Silvershadow spojrzał w oczy Lidki i po raz pierwszy poczuł jak mrok przestaje go pochłaniać. Lidka otulona jego blaskiem, nie zgasła, lecz zapłoneła pełniej.
Od tej pory niebo już nigdy nie było takie samo. Gdzieś pomiędzy zmierzchem a świtem, gdzie światło miesza się z pragnieniem, wciąż można ich spotkać.. W delikatnym uscisku wieczności.
Razem czy osobno. Zawsze dla siebie. Choć świat może tego nie widzieć – każda czułość, każde zatrzymane spojrzenie, każdy wiersz – są śladem ich nieskończonej miłości.
On jest Księżycem
Ona Słońcem
Nie potrzeba więcej, by stworzyć niebo.



